Sandacze zaczęły zagryzać, a miniony wtorek okazał się istnym poligonem szkoleniowym :)
Dzień zapowiadał się całkiem zwyczajnie i standardowo w planie dnia umieściłem nocny spinning. Zaopatrzyłem się w różnego typu przynęty gumowe oraz wobki, jednak najlepsze efekty w ostatnim czasie i tak mam na te pierwsze.
Kiedy dotarłem nad wodę od razu w oczy rzucał się mocno rozświetlający otoczenie księżyc, któremu tylko kilka dni brakowało do pełni. Dodatkowy majestat atmosfery tworzył silnie parujący kanał, i chłód pierwszych mrozów w powietrzu.
Po wchłonięciu dużej ilości świeżego powietrza zacząłem zastanawiać się od czego by tu zacząć, ale po nie długim namyśle na pierwszy ogień na haku wylądowała guma Daiwy, a mianowicie DuckFin Shad o długości 10 cm. Woda na której łapię nie jest zbyt głęboka z dość silnym prądem i sięga zaledwie ok 3 metrów, dlatego moją ulubioną techniką połowu w tych miejscach jest stosunkowo lekkie prowadzenie gumy. Zakładam główkę 7-10 gr i zamiast atakować dno klasycznym opadem, staram się jak najwolniej poprowadzić przynętę 10-15 cm nad dnem. Przy takim łowieniu brania rzadko są heroicznymi walnięciami z przynętą wyciąganą z przełyku głodnego drapieżcy. Przeważnie Sandałki biorą bardzo delikatnie i często podskubują wolno prowadzony wabik. Nawet po wyraźnych uderzeniach rybony przeważnie wiszą zapięte za koniuszek wargi i często spadają z haków.
Kiedy zacząłem obławiać swoją miejscówkę nie musiałem długo czekać bo już w pierwszym rzucie zaliczyłem pierwsze branie i spad ryby. Drugi rzut i tym razem siedzi. Na brzegu wylądował Sandaczyk 42 cm, który szybko wrócił do wody.
|
Sandaczyk 42 cm przynęta Daiwa DuckFin Shad 10 cm |